wtorek, 24 marca 2015

O tęsknocie Jeremiego

 
Wiosna, to wiosna, nie ma rady: coś o kwieciu, miłościu i ogólnej podatności na uczucia wyższe musi być!
Pamiętają Państwo:

Nie zakocham się tej wiośnie
na przekór!
- No i słusznie, boś nie
w tym wieku!

Ślicznie o miłości jest w "Listach na wyczerpanym papierze", bo jakże mogłoby być inaczej, kiedy poeta (Jeremi Przybora) i poetessa (Agnieszka Osiecka) miłość sobie wyśpiewują? Wszystko jak należy: depesze, listy, zaklęcia, płatki anemonów w kopercie... Kredytu we frankach pewno  nie mieli! Saska Kępa pachniała odpowiednio, sami Państwo wiedzą.
Ale jeden list wiosenny (Jeremiego do Agnieszki) naprawdę mnie zaskoczył:

Zacna Agusiu!
Było tak. W "mojej" kwiaciarni zobaczyłem bardzo piękne róże niezwykłego koloru. Wyobraź sobie róże lila! Ogarnęła mnie taka żałość, że nie mogę tych róż Tobie posłąć na Kępę, że wpadłem na pomysł, żeby je jednak na Kępę posłać - Twojej Mamie.

Czy słyszał kto o innym przypadku, niż ten wyżej opisany, aby mężczyzna pod nieobecność swojej ukochanej z różami do teściowej* poleciał?

Teściowej w sensie symbolicznym, w powyższym przykładzie miłosnej pary
 nikt nie krępował miłości urzędowymi papierami.

wtorek, 17 marca 2015

Sztuka kulinarna

Kilkanaście lat temu głośno było o "Korektach" Jonathana Franzena*.
Ta książka nie upiększa świata i nie przynosi łatwych ukojeń. O fabule zakrojonej szeroko, choć "do wewnątrz" nie będę opowiadać. Kto zechce - przeczyta.
Na dziś fragment o jedzeniu:

Żółte brukwiowe poletko psiego gówna, wątróbka tak wypaczona przez smażenie, że nie była w stanie leżeć równo na talerzu, zbitek drewnianych liści buraka - pogniecionych i powykrzywianych, ale wciąż w całości - niczym mokrawy sprasowany pisklak w skorupce jajka albo starożytne poskręcane zwłoki na bagnach, przestrzenne relacje pomiędzy poszczególnymi składowymi posiłku przestały być dla Chippera przypadkowe, stały się nadciągającą trwałością, ostatecznością.

Kto w dzieciństwie był niejadkiem, wie w czym rzecz...

J. Franzen, Korekty, przeł. A. Nakoniecznik, J. Grabarek, Świat Książki, Warszawa 2004

sobota, 7 marca 2015

...a nie poszedłby pan ze mną do Saskiego Ogrodu?

Zdjęcie pocztówkowe, pocz. XX w., kupione na targu staroci w Delft.

Dzisiaj, w  Dniu Kobiet, wyjątki z "Esther" Stefana Chwina*:

A kiedy nadszedł wieczór, zaczęła przymierzać suknie. Janka wyciągała jedną po drugiej z orzechowej szafy, a ona, przykładając do piersi marszczone jedwabie, okręcała się przed wysokim lustrem, po czym po chwili wahania odrzucała kwiecistą materię na łóżko, gdzie między oparciami z giętego drewna rósł kolorowy stos skłębionych płócien, batików, organdyn. "Ta kremowa, z zaszewkami, będzie chyba ładniejsza, prawda? Zobacz, a ta? A gdyby tak dodać różę? O, tu, na ramieniu?" I już sztuczna róża wędrowała z okrągłego pudełka na ramię panny Esther, przypinana przez Jankę do marszczonego krepdeszynu, który mienił się w słońcu pawimi odcieniami.

Piękna i uwielbiana była owa Esther, a oprócz biegłości w strojeniu posiadała niecodzienne zdolności mimiczne. A było tak:

"Panie Aleksandrze, a nie poszedłby pan ze mną do Saskiego Ogrodu, świeżością lata troszkę pooddychać?"
Do Saskiego Ogrodu! Ach, Boże drogi!
Z jakąż szybkością narzucałem na siebie płaszcz! Jak plątała mi się chustka zawiązywana pod szyją! Potem biegiem na dół po schodach, żeby nie czekała nawet minuty! Popołudnie spędziliśmy na żwirowanych ścieżkach koło fontanny. Potem zaszliśmy do cukierni Milewicza na napoleonki. Jadła łapczywie, ze śmiechem oblizując krem z palców - ten lekki, zaraźliwy, trochę zaczepny śmiech potrafił rozbawić najsmutniejszych nawet gości, którzy znad filiżanek z herbatą rzucali ku nam karcące spojrzenia, lecz już po chwili, widząc jej zabawnie uniesione brwi i zmrużone oczy, gotowi byli wybaczyć nam wszystko.

Ćwiczenie do kawy: mrużymy oczy, podnosimy brwi (jednocześnie) i śmiejemy się przy tym zaczepnie.

PS. Być może z trudem przychodzi mi podziw dla Esther, ale "Hanemanna" przeczytać należy koniecznie!

Stefan Chwin, Esther, Tytuł, Gdańsk 1999.

środa, 4 marca 2015

Mistrz gospodarności.

Przygarnęłam wyrzuconą przez kogoś innego książkę pt. "Miasteczka dobrej sławy"*. Wahałam się kilka minut, czy książkę zatrzymać. Bo gdzie ja ją postawię? Miliony starych, w dodatku cudzych roztoczy..., ale szybko okazało się, że pasujemy do siebie. "Miasteczka..." zmieściły się w moim domu (choć z reguły domy mieszczą się w miasteczkach).
Przeczytałam, pokrótce opowiem. W roku 1967 dwutygodnik "Rada Narodowa" z Ministerstwem Gospodarki Komunalnej, Komitetem Drobnej Wytwórczości i kilkoma innymi podmiotami o równie długich nazwach ogłosiły konkurs pt. "Mistrz Gospodarności" dla małych miasteczek (poniżej 10 000 mieszkańców).
Przedsięwzięcie objął swoim patronatem Ogólnopolski Komitet Frontu Jedności Narodu "ten najbardziej masowy ruch społeczny, odzwierciedlający wspólną postawę wszystkich świadomych i aktywnych obywateli wobec zasadniczych interesów narodu i państwa socjalistycznego..."
Dobra, dobra już Was nie męczę. Dalej było oczywiście o ideowo-wychowawczym dorobku, "zespoleniu w zaspokajaniu własnymi siłami" (no serio...), umacnianiu jedności moralno-politycznej...
...ale potem o placykach, miejscach pracy, przystankach autobusowych, pomnikach, kilometrach sieci wodociągowych, rozwoju przemysłu. Żory, Stary Sącz, Złotów, Chodzież, Syców, Mońki... O każdym z tych miejsc przeczytałam, w niektórych byłam, ale to podkarpacki Brzozów naprawdę poprawił mi humor. Uważam, że mieszkają tam najwięksi optymiści w Polsce! Otóż Brzozowianie za Gierka postawili fontannę , wybudowali dwa zbiorniki przeciwpożarowe, basen, dwa domy handlowe i podjęli inne słuszne działania. Ale wcześniej (w okresie zaborów) wybudowano w Brzozowie dworzec kolejowy, choć nie ma i nigdy nie było tam kolei! (projekt utknął na etapie planów, budynek dworca na zdjęciu).
To się nazywa zapał!!!
 
Tę historię postanowiłam Państwu opowiedzieć dowiedziawszy się, że warszawski Ratusz planuje na weekend otwarcie II linii metra. W Brzozowie nie takie rzeczy...
Serdecznie pozdrawiam Brzozów!


Miasteczka dobrej sławy, oprac. J. Breitkopf, Interpress, Warszawa 1978.
____________________________________________________________________________________

I jeszcze trochę zaległych spraw z lutego (chronologicznie):
Dziękuję Hażanom, którzy spędzili ze mną wieczór 5 II, za wspaniałe przyjęcie "Geriavitów".  
Szczególne podziękowania dla aktora, Wojtka Cecherza za brawurowe przeczytanie fragmentów powieści. Relacja zdjęciowa dostępna w internecie.
Równie mocno pozdrawiam Karczew, Otwock i okolice (spotkanie 21 II). Dziękuję za wszystkie rozmowy wokół "Geriavitów"! Czuję, że jeszcze do Was wrócę...