wtorek, 28 października 2014

Rzecz o temperaturze

Francuska pocztówka, datowana 1938.



Sponiewierał mnie październik, wychłostał wiatrem, potraktował przymrozkiem, wiatrem w oczy... Najpierw w Polsce, teraz w Holandii. Jesień żółciutka, przyjemna trzasnęła drzwiami. Zabrała przymiotniki „złota, polska”, odesłała przysłówki „słotnie, szaro, srogo, dżdżyście”. Prognoza pogody nie napawa... Aż by się chciało zdzielić po łbie jakiegoś meteorologa.
Ale to już było w „Listach z podróży” Jeremiego Przbory*:              

Mijaliśmy właśnie z przyjacielem zdążając Aleją Abonentów, ulicę Suczą, kiedy spostrzegliśmy, iż na rogu tych dwóch ulic jedni państwo biją meteorologa. Była to niedziela, koło siódmej wieczór, dosyć już pusto i mało atrakcji, więc przystanęliśmy zaciekawieni. Biła głównie ta pani obcasem zdjętego z jednej nóżki pantofla – po głowie, a jej towarzysz przytrzymywał ofiarę za połę płaszcza, ilekroć ofiara chciała się wywinąć. Kiedy przyjaciel zdecydowany już był interweniować w obronie nieszczęśliwego, pani przerwała nagle swoją pantoflową akcję... 

Naturalnie sprawdzono w jakim stopniu rękoczyny poturbowały nieszczęśnika. I jak to często w życiu bywa, okazało się, że przyczyny frustracji leżą zupełnie gdzie indziej, niż nam się zrazu wydawało.
 
A nie – zaprzeczył synoptyk. – To było co innego. Tej pani nie sprawdziła się moja prognoza matrymonialna. Obiecałem jej mianowicie, że ożenię się z nią w prekluzyjnym terminie, i obietnicy tej, niestety, nie dotrzymałem...
 
 
 
J. Przybora,"Listy z podróży", Warszawa 1993, s.144

 

czwartek, 23 października 2014

Ucz się, Jasiu






Istnieje pasmo telewizyjne dla małych dzieci, nazywa się MiniMini+, kto ma dzieci, ten wie. Rzeczone pasmo posiada logo z żółtą rybą. Dany rodzic jest niewątpliwie rad dobrnąwszy do etapu wychowania dziecięcia, w którym może usadzić potomka przed telewizorem i zyskać dla siebie 10 minut. Inna sprawa, że żółta ryba jest troszkę irytująca i po tygodniu codziennego oglądania chciałoby się ją usmażyć! W galaretę ewentualnie...

Wśród wielu innych bajek, które proponuje ryba jest "Abby, latająca szkoła wróżek" (najnowsza część poczciwej "Ulicy Sezamkowej"). Strona internetowa informuje widzów o bajce: "Mali widzowie (...) razem z serialowymi bohaterami odkrywają świat, rozwijają swoją wyobraźnię i wzbogacają słownictwo"! "Abby, latającej szkole wróżek" towarzyszy piosenka z tekstem tak oto przetłumaczonym:"...każdy jeden problem rozwiążemy tutaj w mig...".
Droga telewizjo, to każdy problem, czy tylko jeden? "Młodzież słucha, ona się uczy!" (Pamiętają Państwo legendarny skecz Tyma "Ucz się, Jasiu"?).
Jak nam się młodziesz źle nałuczy, to się nam cofnie do tyłu, a w każdym bądź razie w któromś stronę cofnie. No i bedzie klops.

Pewnie, że sama też popełniam błędy. Życiowe, ortograficzne oraz stylistyczne. Z przewagą ostatnich, na szczęście. Jednak, w przeciwieństwie do telewizji, nie posiadam wpływów z abonamentu. I tu mnie boli...


czwartek, 16 października 2014

Antydepresanty

 
Żarcik podpatrzony na holederskiej puszce na słodycze.

A przy okazji: najnowsze wieści od Wydawcy mówią, iż "Geriavity" powinny ukazać się w ostatnim tygodniu października. W sam raz na jesienne słoty!

poniedziałek, 13 października 2014

Akademia na Dzień Nauczyciela

Holenderska pocztówka-zdjęcie, data stempla pocztowego: 1935.

Każdy z nas słysząc słowo „nauczyciel” wspomina kogoś ze wzruszeniem. Bo przecież są nauczyciele kontraktowi, mianowani, dyplomowani i... z powołaniem (niezależnie od stopnia awansu zawodowego).

Wszystkim życzę przygód jak w Hogwarcie, wynagrodzeń jak w Danii (najwyższe płace w Europie) oraz niezniszczalnych strun głosowych!
 
Sama bywam nauczycielką na wychodźstwie (ostatnio we wtorki i czwartki). Podjęłam się zadania z gatunku karkołomnych: nauczyć podstaw polskiej mowy grupę holenderskich nastolatków. Oni charczą, ja szeleszczę!

wtorek, 7 października 2014



 
Na starych (przeszło stuletnich) kartkach pocztowych nie przewidziano miejsca na korespondencję. Francuski groźny napis: strona przeznaczona wyłącznie na adres nie pozostawia wątpliwości. Czasem taki przestraszony Francuz, czy inny Belg przyklejał znaczek na awersie. (Kto wie? Może nawet mimo awersji na zakazy).
Już w latach 20. zaczęły zmieniać się otkrytkowe zwyczaje korespondencyjne. Z prawej: ulica - miasto, z lewej: upiekłam ciasto.
Nowe możliwości często pozostawały niewykorzystane. Blisko połowa pocztówek z lat 20. i 30. w mojej kolekcji zawiera jedynie adres i podpis nadawcy. Niekiedy tylko jedną literę, zakrętasik, całusek w inicjał przyobleczony...
 
 A Falczak (pamiętają Państwo Falczaka?) widział sprawy następująco:
- Owszem - powiada Falczak - wysyłam czasem z podróży pocztówkę do mego szefa, ale nic na niej nie piszę, bo ja go nie lubię*.

* Ludwik Jerzy Kern, O Wacusiu, czyli saga rodu Falczaków (The Falczaks), Kraków 2002