wtorek, 7 października 2014



 
Na starych (przeszło stuletnich) kartkach pocztowych nie przewidziano miejsca na korespondencję. Francuski groźny napis: strona przeznaczona wyłącznie na adres nie pozostawia wątpliwości. Czasem taki przestraszony Francuz, czy inny Belg przyklejał znaczek na awersie. (Kto wie? Może nawet mimo awersji na zakazy).
Już w latach 20. zaczęły zmieniać się otkrytkowe zwyczaje korespondencyjne. Z prawej: ulica - miasto, z lewej: upiekłam ciasto.
Nowe możliwości często pozostawały niewykorzystane. Blisko połowa pocztówek z lat 20. i 30. w mojej kolekcji zawiera jedynie adres i podpis nadawcy. Niekiedy tylko jedną literę, zakrętasik, całusek w inicjał przyobleczony...
 
 A Falczak (pamiętają Państwo Falczaka?) widział sprawy następująco:
- Owszem - powiada Falczak - wysyłam czasem z podróży pocztówkę do mego szefa, ale nic na niej nie piszę, bo ja go nie lubię*.

* Ludwik Jerzy Kern, O Wacusiu, czyli saga rodu Falczaków (The Falczaks), Kraków 2002

 

2 komentarze:

  1. Niestety nie znam Falczaka, pamiętam tylko Ferdynanda Wspaniałego. Czy życia starczy by nadrobić zaległości? Znam za to takich, którzy patent na pocztówkę mają tylko jeden: "pozdrowienia z ... przesyła ... " Ja lubię się rozpisywać mimo szczupłości miejsca, ale lakoniczność też ma rację bytu i tradycję. I to jest bardzo fajne w pocztówkach, nie mówiąc już o pięknych obrazkach. Bożena

    OdpowiedzUsuń