Na starych (przeszło stuletnich) kartkach pocztowych nie przewidziano
miejsca na korespondencję. Francuski groźny napis: strona przeznaczona
wyłącznie na adres nie pozostawia wątpliwości. Czasem taki przestraszony
Francuz, czy inny Belg przyklejał znaczek na awersie. (Kto wie? Może nawet mimo
awersji na zakazy).
Już w latach 20. zaczęły zmieniać się otkrytkowe zwyczaje
korespondencyjne. Z prawej: ulica - miasto, z lewej: upiekłam ciasto.
Nowe możliwości często pozostawały niewykorzystane. Blisko
połowa pocztówek z lat 20. i 30. w mojej kolekcji zawiera jedynie adres i podpis nadawcy. Niekiedy tylko jedną
literę, zakrętasik, całusek w inicjał przyobleczony...
A Falczak (pamiętają
Państwo Falczaka?) widział sprawy następująco:
- Owszem - powiada Falczak - wysyłam czasem z podróży pocztówkę do mego szefa, ale nic na niej nie piszę, bo ja go nie lubię*.
* Ludwik Jerzy Kern, O Wacusiu, czyli saga rodu Falczaków (The Falczaks), Kraków 2002
Niestety nie znam Falczaka, pamiętam tylko Ferdynanda Wspaniałego. Czy życia starczy by nadrobić zaległości? Znam za to takich, którzy patent na pocztówkę mają tylko jeden: "pozdrowienia z ... przesyła ... " Ja lubię się rozpisywać mimo szczupłości miejsca, ale lakoniczność też ma rację bytu i tradycję. I to jest bardzo fajne w pocztówkach, nie mówiąc już o pięknych obrazkach. Bożena
OdpowiedzUsuńFalczak to ostatnia strona "Przekroju".
UsuńRCh