sobota, 29 listopada 2014

Listopadowe rozważania o pięknie

Francuska pocztówka, 1922 r.

Koniec listopada: ziąb i ciemności, aż ręce opadają. Liście już opadły. Melancholia z każdego kąta wygląda (oprócz kotów z kurzu). Żartować należy koniecznie! Z przedwojennej męskiej elegancji oraz wszystkiego innego...

wtorek, 25 listopada 2014

Dzień św. Katarzyny

Drogie Kasie, Katarzyny, Kachny!!!

Najlepsze życzenia od prowadzącej niniejszego bloga. Imieninowe róże, w moim imieniu, przynosi ten oto Pan.
 
Pocztówka francuska, 1911 r.
 
Wiele ciekawych, zwyczajów, powiedzeń, przysłów wiąże się z 25 listopada. O niektórych trochę zapomnieliśmy. Zwyczaje się zmieniły. I nikt już nie jest taki pewien czy życzyć Kasiom męża, gdyż mogą mieć zupełnie inne oczekiwania wobec życia... Ale rzecz jasna chodzi o zabawę! We Francji przed wiekiem wszystkie niezamężne dziewczęta były tego dnia Catherinettes (zwłaszcza te po 25. urodzinach - patrz: poprzedni wpis) i podchodziły do sprawy z elegancją i humorem. Np. ubierały specjalnie na ten dzień przygotowane kapelusze:
 

Paryż, 1909 r.
 
 
Mnie osobiście zachwyca ten z lewej. Współcześni projektanci mogą się schować! A wracając do katarzynkowej zabawy: panny posyłały sobie nawzajem i innym specjalne kartki katarzynkowe, (właśnie takie jak ta z pięknym chłopcem i różami), powtarzały frywolne wierszyki, a niektórzy nawet przygotowywali fajerwerki.

 
*  *  *  *  *
 
"Katarzyną trudno jest być, że tak powiem,
Szekspir imię to obciążył bowiem
Jak ołowiem.
Że nieznośna,
Że złośliwa,
Że pyskata —
I co gorsze, przełożono to na wszystkie mowy świata.
Teraz wszystkie Katarzyny w czoła pocie
Pragną dowieść, że odwrotne jest w istocie.(...)
 
    — Ludwik Jerzy Kern
 
...jedno jest pewne, bez dnia św. Katarzyny listopad byłby zupełnie nie do zniesienia!
 


niedziela, 23 listopada 2014

Panieńskie niedole sprzed wieku



Pocztówka francuska, z obiegiem 1904 r.
 

Renata Chołuj

„Czesanie świętej Katarzyny, czyli niedole dziewictwa według litanii do szesnastu świętych ułożone"



O święty Florianie, niech z B. mi się stanie,
O święty Justynie, niech z K. nie ominie,
O święty Damazy, z J.M. ze dwa razy,
O święty Makary, z H. – nie! Bo za stary.
O święty Grzegorzu, z P. w moim łożu...,
O święty Wacławie, z S. choćby na trawie,
O święty Klemensie, z C.L. na kredensie,
O święty Leonie, z D. to już: „O nie!”.
O święty Borysie, niech A. nie bałby się,
O święty Gerwazy, niech z T. mi się zdarzy,
O święty Sylwestrze, z R. to bym jeszcze...
O święty Czesławie, z E. w śnie i na jawie.
 
O święty Cyrylu, by było ich tylu,
O święty Konradzie, bym w każdym układzie...
O święty Gabrielu, już prawiem u celu,
O święty Jeremi, niech W. się ożeni!
 
*  *  *  *  *
 
Wiersz jest luźnym (nawet bardzo!) tłumaczeniem tekstu z powyższej pocztówki. Zaczęłam najpierw tłumaczyć w miarę blisko oryginału, a potem mnie ponioooosło... Ale inspiracja jest niezaprzeczalna.
Napis ponad głową pięknej dziewczyny (wykorzystany potem w tytule) znaczy: "Modlitwa młodej dziewczyny czeszącej świętą Katarzynę".
Ponieważ mój francuski jest słaby (no dobra - bądźmy szczerzy, mówienie o "moim francuskim" jest już pewnym nadużyciem), zmusiłam męża, aby dokonał wykopków filologicznych i tak ustaliliśmy co następuje: Wyrażenie "czesać świętą Katarzynę" oznacza moment, w którym dziewczyna kończy 25 lat. (Pocztówka z 1904 r.). 110 lat temu musiał to być moment krytyczny dla panny!
Według tej surowej miary, sama czesałam świętą Katarzynę przeszło sześć lat. Na dodatek wspominam ten czas całkiem przyjemnie...
Wiersz to prezent dla Kaś, we wtorek będą bardziej tradycyjne życzenia. A swoją drogą, gdybym miała kiedykolwiek otwierać zakład fryzjerski to nazwę chyba już mam! Bo te wszystkie spa i beauty to wszak zużyty materiał. Zapraszam we wtorek, pogadajmy o Kasiach.
 
I jeszcze wiadomość z ostatniej chwili: według oficjalnej zapowiedzi wydawnictwa Nokturn PREMIERA "GERIAVITÓW" nastąpi 2 GRUDNIA 2014.
 

czwartek, 20 listopada 2014

Cykl: szczerbate mądrości

Zimowe pacholęta z Holandii, 1934 r.


Wieczór. Słowne potyczki z osobistym mężem. Starsze dziecko (6 lat) słucha i oznajmia:
- Tato, najgorszą rzeczą, jaką możesz zrobić, to argumiętowanie na mamę.

Słowotwórcza fantazja dzieci jest nie do pobicia! Wszelkie argumięty zbędne.



PS. "Geriavity" spóźniają się. Niestety. Spóźniają się jak osobowy z Łodzi do Koluszek. Niby blisko, ale jakoś bez opóźnienia się nie da...
Mam nadzieję, że już za kilka dni będę mogła huknąć na blogu: "są". Tymczasem pozostaje mi przeprosić za przedłużające się oczekiwanie.

sobota, 15 listopada 2014

Skąd się biorą dzieci oraz ryby?

Udało mi się nieco zbadać sprawę francuskich kartek primaaprilisowych. W lejdejskim antykwariacie wypatrzyłam wielgachny album z materiałem pocztowym posegregowanym na rozmaite okazje. Wszystkie francuskie pocztówki z datą le premiere* Avril miały na awersie rybę! O ile można polegać na mojej orientacji ichtiologicznej były tam karpie, okonie, szczupaki i być może leszcze.
Niezawodnie ryba Francuzów śmieszy! Szczególnie 1 kwietna. Dzień ten nosi nazwę "Poisson d'Avril". No i sprawa obecności rybek z grubsza się wyjaśniła. Legenda głosi, że do połowy XVI wieku Nowy Rok zaczynał się był 1 kwietnia właśnie. Jednak ichniejszy król, Karol IX przesunął początek roku na 1 stycznia. A jako, że nie wszyscy lubią zmiany, niektórzy uparcie celebrowali pierwszy dzień roku w kwietniu. Postępowcy troszkę wyśmiewali konserwatystów za pomocą fałszywych prezentów i rubasznych żarcików.
Ponadto, początek kwietnia mógł wypadać w Wielkim Poście - dodatkowy powód, aby sprawę kojarzyć z rybą.
Dziś podobno tradycja strojenia figli z użyciem bezżuchwowca krągłoustego wciąż jest żywa. Dzieci starają się jakoś przytroczyć np. wyciętą z papieru rybkę do placów dorosłych.

Fakt, że we Francji ryba jest również potrawą paschalną z mroków mojej (nie)wiedzy wydobyła mądraiuczona swoim komentarzem. Polecam wszystkim jego lekturę (komentarz do wpisu: "Skąd się biorą dzieci?") Np. o skojarzeniu szczupaczych ości z narzędziami Męki Pańskiej nie słyszałam, jak żyję!

A teraz pora na literackie nawiązanie do pytania: "Skąd się biorą dzieci?". Otóż, można nie tylko dość nietypowo "nabawić się" dziecka (patrz: poprzedni wpis). Sama ciąża też może mieć przebieg, łagodnie mówiąc, osobliwy. Na dowód owej osobliwości list hrabiny K. do kardynała Polatuo*:

"...rozciął brzeg koperty i wyciągnął z niej szarą kartkę pokrytą pięknym, pochyłym pismem hrabiny K., która donosiła mu, że urodziło jej się właśnie rozkoszne bobo, tłuściutkie i różowe, płci męskiej, i już imieniem Wilhelm / Guillaume ochrzczone.

...Zmartwiłoby mnie, gdyby Eminencja Wasza za złe mi wzięła, iżem to bobo w łonie moim trzymała o całych lat jedenaście dłużej, niż to było między nami uzgodnione i ustalone. W sumie lat osiemnaście, dokładnie. Ufam jednak, że mi W.E. przyzna, iż do wyprodukowania poety trzeba czasu przynajmniej dziewięć razy więcej niż do wyprodukowania słonia. Et Guillaume n'est pas un elephant, je vous assure; il et un Apollinaire.
Całując rąb purpury Twojej,
pozostaję,
w trwałym afekcie, jak zawsze,
kuzynka
Angelique"

Nie wiem jak Państwo, ale ja chyba nigdy nie dociekałam, jak długo byłam przetrzymywana w łonie rodzicielki, z góry przyjmując, że sprawy miały przebieg standardowy. Ale kto wie?


*Niestety nie potrafię w blogowym edytorze tekstów wprowadzić francuskich znaków diakrytycznych.
*Stefan Themerson, Kardynał Polatuo, Warszawa 2003, s.10-11.

sobota, 8 listopada 2014

Skąd się biorą dzieci?



Dziewiętnastowieczna litografia.

(Elisabeth Ralf, Angels and Roses, Stockholm 1973)


Czy ktoś z Państwa ma pojęcie skąd się biorą dzieci?

Znane, by nie powiedzieć banalne, odpowiedzi typu: „tatuś i mamusia tak się kochali..., przytulali..., aż pewnego dnia...” nie stanowią istoty sprawy. Głodne kawałki zostawmy przedszkolakom.

Chodzi naturalnie o ciekawsze pomysły! Nie znam współczesnych, wartych uwagi odpowiedzi na tytułowe pytanie; sięgnijmy zatem do mądrości ludowych.

W niemal całej Europie dystrybucją niemowląt zajmowały się bociany. W Holandii przed rozwiązaniem należało posypać solą parapety i czekać... Starszemu potomstwu tłumaczono, że mama musi leżeć w łóżku, bowiem została dziobnięta przez bociana. Bociania legenda jest stosunkowo młoda, bo osiemnastowieczna i dotarła do Niderlandów z Niemiec. Zaś z Francji przywędrowała wersja kapuściana. Dzieci, tak samo jak i u nas, znajdowano w kapuście. Co ciekawe kolor kapusty miał znaczenie. Z białej pochodziły blond oseski, z czerwonej – rude.



De reis door het leven, gezelschapspel (Atlas van Stolk),

czyli Podróż przez życie, gra towarzyska.



Według jeszcze starszych legend dzieci można było kupić na rynku, wyłowić ze studni, zamówić u piekarza lub zerwać z drzewa (na obrzeżach miast rosły specjalne drzewa, np. Munnekenboom, obok Utrechtu). We Fryzji znajduje się specjalny, potężny kamień, obok którego znajdowano dzieci. Kto ciekaw może znaleźć więcej informacji na stronie: www.jefdejager.nl
Do podjęcia tematu zainspirowały mnie... (Tak! Tak! Zgadli Państwo!) stare pocztówki.

Pierwsza jest wielkanocna i jak widać dziewczynka całkiem podrośnięta oraz nawet przyodziana wykluwa się z jajka.
 

E.Ralf, Angels and Roses...


Druga, jak przystało na prima aprilis, przedstawia sprawę humorystycznie. Dlaczego tym razem dzieciątka zostały dostarczone przez szczupaka? Nie wiem! Jeśli tylko zdołam się dowiedzieć czegoś na ten temat nie omieszkam zawiadomić odrębnym pismem.
 

Francuska pocztówka primaaprilisowa, 1906 r.

Je vous en souhaite un pareil znaczy mniej więcej:

życzę tego, co na obrazku.