wtorek, 13 września 2016

"Stan podgorączkowy. Powieść w czterdziestu kapsułkach"

D Z I Ś    P R E M I E R A !!!



A oto powraca doktor Szroniewski w czterdziestu nowych kapsułkach! Od dzisiaj "Stan podgorączkowy" jest dostępny w stacjonarnych sieciach księgarskich. Można też zamówić w dowolnej księgarni internetowej. Zapraszam!

poniedziałek, 29 lutego 2016

Schrikkeldag! (przeskakujący dzień)

Rzeźba z parku w Doorn

Schrikkeldag Panie i Panowie! Średniowieczna anglosaska tradycja (szczególnie popularna w Holandii) pozwalała na to, aby w dniu 29 lutego kobiety mogły oświadczać się mężczyznom. I taki holenderski mężczyzna ponoć nie mógł odmówić... Dla tych roztropniejszych mężczyzn był to wystarczający powód, żeby nie ruszać się z domu i nikomu nie otwierać drzwi (tych do swojego serca?).
29 lutego, jako dzień niedosłowny, nieistniejący był też okazją do hulanek. I to panie wybierały partnerów (ale, rzecz jasna, wybór był ograniczony do desperatów, którzy jednak zdecydowali się wyjść z domu...).
Nie należało w tym dniu nierzeczywistym kończyć starych spraw, ani zaczynać nowych.
Tyle o Holandii.
...bo już taki Szkot, zdybany przez chętną do zamążpójścia kobietę, mógł wprawdzie odmówić, ale musiał zapłacić karę; albo niedoszłej żonie zrekompensować sprawę za pomocą rękawiczek. Otóż musiał kupić odrzuconej kobiecie 12 par rękawiczek (nową na każdy miesiąc). W ten oto sprytny sposób można było ukryć brak obrączki lub pierścionka zaręczynowego.

Drogie Koleżanki moje - została jeszcze godzina! Z życzeniami dobrej zabawy. R.

piątek, 29 stycznia 2016

Polskie książki w Amsterdamie


W Amsterdamie jest Biblioteka Polska. W ścisłym centrum, Keizersgracht 174. Prowadzi ją grupka zapaleńców. Jeśli Państwo wpadną do Amsterdamu  - proszę już dać spokój z tym van Goghiem. Drogo. Zakręcana kolejka po bilet. Drewniane, żółte chodaki oraz magnesy na lodówkę z reprodukcją Vermeera czy innego Mondriana wszyscy znajomi już mają...

A w Bibliotece klimatycznie, miło, przy herbacie...

Pracownicy Biblioteki poprosili mnie o prezentację pięciu ważnych dla mnie książek. W każdym razie są to książki z podręcznej półki. Przytargałam je ze sobą do Holandii, a to znaczy więcej, niż mogłoby się wydawać. 
Oto i one:
1. Bohumil Hrabal: Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych.
(Bo ironii trzeba uczyć się od najlepszych).
2. Wisława Szymborska: Poczta literacka. Czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem.
(To moja ulubiona książka Szymborskiej. Spokojnie...spokojnie...Proszę się tak nie denerwować! Jedni lubią pomniki, drudzy wolą cokoły...A poza tym: patrz wyżej).
3. John Steinbeck: Podróże z Charleyem.
(Wielka podróż po Ameryce. Środowiskowa plotka głosi, że autor napisał tę książkę przy własnym biurku).
4.C.S. Lewis: Listy starego diabła do młodego.
(Młodym diablętom poleca stara diablica).
5. Stanisław Barańczak: Fioletowa krowa.
(Niezrównane!)

Z ukłonami zarówno dla Czytelników jak i Zespołu Biblioteki.



czwartek, 21 stycznia 2016

Zając (bez wilka)

Myślę, że ta wystawa może nas rozkleić. Każdy z nas chołubi dziecko w sobie... Polska szkoła ilustracji była jedną z najlepszych na świecie, nasi artyści byli potęgą w Bolonii (targi książki dziecięcej).
A poniżej maleńki blogowy wernisaż. "Zając" Janusza Grabiańskiego, tego samego który ilustrował nam "Ala ma kota" - słynne zdanie, którego... nie ma w "Elementarzu". Technika mieszana. Oryginał u mnie w domu. Przepraszam za kontrolowany snobizm. Któż nie byłby dumny z takiego zająca...

A teraz wracam do pracy, choć podobno robota nie zając.


sobota, 5 grudnia 2015

Święty Mikołaj w Holandii. Sztuka w 7 aktach


Święty Mikołaj w Holandii. Sztuka w 7 aktach.



Występują:

Dzieci 6 i 7 lat

Matka dzieci

Św. Mikołaj (nazywany tutaj Sinterklaasem)

Zwarte Pity (oryg. Zwarte Piet, czyli Czarne Piotrusie, pomocnicy św. Mikołaja, robią psikusy, rozdają peppernootjes – małe, twarde ciasteczka)

Amerigo – koń św. Mikołaja

 

19 listopada.

Św. Mikołaj przypływa do portu (na co dzień mieszka w Hiszpanii). Potem przez całe miasto przechodzi parada: Zgraja Zwarte Pitów na platformach, w autobusach, kawalkada konna, orkiestra).

-  Mamo, mamo, pójdziemy???  - Setny raz ten sam tekst od rana.

-  Taaaak...

Chce mi się iść, jak psu gryźć trawę. Piździ tak, że normalnie u nas w Kieleckim to przyjemne zefirki wieją... Ale jasne, idziemy. Deszcz zacina, ale komu by to przeszkadzało... Te same dzieci, które w innych okolicznościach nie mogą przejść 800 metrów, „bo nóżki bolą” zapindalają w paradzie, wężykiem przez pół Hagi. Jeszcze entuzjastycznie śpiewamy piosenki. Wracam przeziębiona. Dziatwa szczęśliwa, dostały kilka ciasteczek...

23 listopada (po szkole)

-   Mamoooo, mamo trzeba zrobić prezenty dla Zwarte Pitów. Dziiiiiiiś!!! One muszą coś dostać, rozumiesz? Bo one siedzą u nas w kominku i pod-słu-chu-ją co byśmy chciały dostać od Sinterklaasa.

Przez cały wieczór układamy mozaiki z pierońsko małych elementów. I nagle wrzask. Płacz. Wycie. Trzęsienie Ziemi.

-   Mamoooo, ona mnie trąciła i mi się rozsypało! To ja też jej wysypałam, bo ona by miała, a ja nie!!!

Bum! Łup! Bum! Łup...

Rozdzielam walczące strony, dezynfekuję rany, wycieram gluty, rozbrajam minę.

-   Jak uśniecie, to wam ułożę te mozaiki od nowa... – pocieszam pociechy.

-   To dobrze, bo one nam za to przyniosą peppernootjes do butów. – Szepczą mi w ucho, całe przejęte. –  Przyjdą, zobaczysz, przyniosą nam...

Cholera. Nie mamy w domu żadnych peppernootjes, ani innych ciasteczek, które mogłyby robić za prezent od Zwarte Pitów. Sprint do sklepu, czynne do 21.00.

Potem do północy – mozaiki. Terapia manualna, wyciszenie...

27 listopada

Idę do sklepu z zabawkami. Wydaję krwawicę na wypasione zestawy LEGO.

28 listopada

-   Mamo wypadł mi ząbek, to ten jeden raz, tak wyjątkowo, nie dam Wróżce Zębuszce, tylko Sinterklaasowi. Bo on się barrrrdzo ucieszy.

-   Oczyyyywiścieee!

Pod kominkiem znajduję zapakowany ząbek i list: „Byłam gżeczna cały rok, chćałabym za zombek lizaka”.

Sklep do 21.00. W zasadzie uwielbiam wieczorne spacery. W deszczu też się przyjemnie spaceruje.

3 grudnia

-   Mamooo, Mikołaj jest już blisko. Ale pani w szkole powiedziała, że dzisiaj trzeba do kominka włożyć marchewki – aż się zapluły z emocji – bo Amerigo wyczuje zapach marchewek.

-   Że co Ameryko?

-   Mama! A-ME-RI-GO. No koń Sinterklaasa tak się nazywa, przecież. Co ty nie wiesz?

-   Nie. Nie bardzo. A marchewka może być smażona, w słoiku?

-   No, mamoooo – patrzą mnie dwie pary załzawionych oczu. Zwariowałaś?

Sklep do 21.00. W kolejce do kasy robię bilans życiowy: mam 44 lata, kupuję marchewkę, żeby koń Sinterklaasa się napasł. Ja pitolę!

Marchewka (holenderska, szklarniowa) w kominku. Padam i śpię. Ale coś mnie budzi nad ranem, dławi jakiś niepokój. Marchewkę trzeba zabrać z kominka! Bo przecież koń ją zjadł! Utylizuję marchewkę. Jest piąta rano.

4 grudnia

-   Mamo, przyjdzie jutro?

-   No nie wiem. Może przyjdzie.

-   A jak nie przyjdzie? Buuuuu....

5 grudnia (bo w Holandii przychodzi 5 XII)

Dzwoni telefon. Dzieci rzucają się na słuchawkę.

-   Cześć babciu! No...Był...LEGO, długopisy i czekoladę... No.... No...Tak...od Sinterklaasa, to taki holenderski Mikołaj. No... Bo MAMA TO NAM NIC NIE KUPIŁA!
 

Kurtyna.

 


 

 

sobota, 31 października 2015

Piąte, szóste, siódme


 
Oto dalsza (i ostatnia już) część obrazkowych żartów o ojcostwie. Poprzednia porcja pochodziła z...lipca. Jest to chyba najdłużej odkładana puenta Nowoczesnej Europy... Wiadomo, że napięcie trzeba stopniować. No ale może tym razem troszkę przesadziłam...
Otóż były wakacje. Wówczas należy odpocząć, zwłaszcza od komputera. Potem był okres - by tak rzec - powakacyjny. Aż do teraz. Zatem chcę zdążyć z postem zanim mnie listopad dopadnie!

A wracając do obrazu ojcostwa: wyczerpanie, wyniszczenie, zubożenie powyższego papy jest dla mnie w pełni zrozumiałe. Ja sama byłam mniej więcej w takiej kondycji (vide obrazki) już po przyjściu na świat drugiego dziecka.