1 marca 1810 roku to prawdopodobna data urodzin Chopina (inna, niewykluczona 22 lutego). Fryderyk, jak to z geniuszami bywa, urodził się dwukrotnie. Umarł natomiast raz, z większą starannością, dokładniej, przy świadkach. Pozostały także dowody rzeczowe np. w postaci pośmiertnych odlewów Clesingera. I tak wymknąwszy się niebiańskiej ewidencji żyje wielki Kompozytor wiekuiście, ale i ziemski żywot niedomknięty...
Awansem, już wczoraj oddałam hołd Fryderykowi bijąc pokłony pod pomnikiem autorstwa Wacława Szymanowskiego w Łazienkach. Obok, pod samiutkim cokołem, różni państwo płci rozmaitych, wytworną konfekcją sportową okryci używali cokołu, aby zaprzeć nóżkę i ćwiczenia rozciągające wykonać.
- Najlepsze życzenia z okazji 207 urodzin, Fryderyku! - zadarłam głowę.
- Czekaj, czekaj, jak ci sportowi pójdą, to zejdę.
I rzeczywiście! Jak tylko sportowi odtruchtali Fryderyk zlazł z cokołu, zmalał do ludzkich rozmiarów i sobie oboje jako piersiowo niezdrowi, statecznie po mieszczańsku, zasiedliśmy na ławeczce.
- A pamiętasz co w listach Słowacki o mnie pisał? - wypalił Fryderyk bez zbędnych wstępów, ale z emfazą wielką aż mu grdyka zagrała.
- Coś pamiętam - szukałam nerwowo w pamięci "Byłem wczoraj u Czartoryskich. Zawsze to samo. Chopin grał na fortepianie, Mickiewicz improwizował. Wyszedłem w połowie wieczoru." Jakoś tak to szło?
- No. I wychodził skurczybyk! - zatrząsł grzywą Maestro.
- Może ten Julek umierał śmiercią powolną z nudów. Podpierał skroń dłonią, oczy zapałkami. Dotrwał do jakiejś pauzy i w długą na kieliszeczek absyntu...
- Histeryk jeden!
- A ty drugi... - wyrwało mi się.
- Bo szczęścia nie mam. Potem się ludzie śmieją. Widziałaś film "Chopin - o mnie chodzi, wyjaśnił - Pragnienie miłości".
- Widziałam. Wzruszający. Płaczliwy. Rozszlochać się można... - i znowu nie zapanowałam nad śmiechem - no dobra, by tak rzec "wyszłam w połowie wieczoru... "
- I jeszcze teraz Juliusza cytujesz! - Chopin rozkaszlał się widowiskowo.
- No przepraszam - chciałam go jakoś udobruchać - ale recenzję sprzed 15 lat pamiętam. Dobrze napisana!:
Nasz artysta Frycek Szopen
Do George Sand raz poczuł popęd
Lecz artysty los to męka
On kaszlący, ona Stenka.
Sportowi przytruchtali. Frycek bez słowa pożegnania w sekundę wlazł na cokół. No i się nie dowiedziałam czy przynajmniej czterowiersz mu się spodobał... Zadarłam głowę, ale nic. Twarz jak z kamienia.
* * *
O temperaturze stosunków między Słowackim a Chopinem można poczytać np. u Iwaszkiewicza w "Pamiętnikach". Rymkiewicz też o nich pisał naturalnie ("Słowacki. Encyklopedia").
W kinematografii rzeczywiście wielkie szczęście Chopina dotąd nie spotkało, ale na "Impromptu" z Hugh Grantem nie szkoda wieczoru.
A jeśli Państwo wiedzą kto wysmażył recenzję można się zgłosić do autorki bloga po odbiór nagrody rzeczowej.
Nie wiem, ale bardzom ciekaw kto. Proszę niezwłocznie ujawnić. Ukłony - Mateusz
OdpowiedzUsuńPanie Mateuszu poczekajmy jeszcze parę dni zanim ujawnię. Bo może jednak ktoś wie?
OdpowiedzUsuńRCh
Jaki intersujący wpis!
OdpowiedzUsuńKasia M.
:-)
UsuńRCh
Ja nie wiem kto napisał tą zwrotkę. B.
OdpowiedzUsuń